Koń zarżał, a Dermin poklepał go po długiej szyi. Jechał za Teedem i
Lillian. Odkąd opuścili rodzinne strony, ta dwójka rozmawiała prawie bez
przerwy. Ale Derminowi nawet to odpowiadało. Mógł spokojnie myśleć.
-Kim właściwie jest szaman? – Zapytał przerywając rozmowę dwójki towarzyszy.
Teed spojrzał na niego przez ramię. Chwilę milczał zastanawiając się jak
wyjaśnić to komuś, kto nigdy nie miał styczności z magią. W końcu
rzekł:
-Szaman to jeden z wielu rodzajów magicznych istot. Jego moc głównie
opiera się na kontakcie z duchami, jednakże potrafi korzystać z
błyskawic w różnych formach.
-Skoro używa błyskawic to jak spalił twój rodzinny dom? – Dopytywał się Dermin.
-Jak już powiedziałem, jego moc jest związana z duchami. Nie wliczając
błyskawic, szaman tak jakby posługuje się duchami. Przyzywa duchy
żywiołów i panuje nad nimi. Wtedy przyzwał ducha ognia. Niegdyś pewien
szaman opowiedział mi na jakiej zasadzie się to dzieje. Szaman jako
młody człowiek zostaje otruty, lecz nie do końca. W pewien sposób nadal
jest związany ze swym ciałem. Udaje się do Zaświatów na plan duchów
natury. Podpisuje swego rodzaju kontrakt z danym duchem. Gdy go
przyzywa, używa swego ciała nako drzwi z Zaświatów do naszego świata.
Duchy żywiołów są potężne. Po dziś dzień dziwię się jak zdołaliśmy z
matką uciec.
Dermin starał się to pojąć. Po chwili zapytał:
-Skoro używa duchów i błyskawic, to dlaczego powiedział, że potrafi władać mocami czarodzieja?
-Blef. – Odpowiedział czarodziej. – Blef, albo…
Przerwał, a coraz bardziej zaciekawiony Dermin dopytywał się:
-Albo?
-Albo znalazł Księgę Słów. – Odpowiedział wreszcie Teedicus.
-Księgę Słów? Co to takiego?
-Jest to księga gdzie spisano zaklęcia dla szamanów. No, nie do końca
zaklęcia. Są to słowa w mowie starożytnych dzięki którym szaman może
przekonać ducha do bezpośredniego użycia jego mocy. Gdy szaman
przywołuje ducha, to ten wykonuje polecenia w swej, lub przybranej
postaci. – Tłumaczył przyjacielowi. – W każdym bądź razie to duch używa
swoich mocy, a szaman umożliwia mu tylko przejście. Jeśli jednak szaman
użyje tych zaklęć to duch nie przechodzi do naszego świata, tylko
przekazuje moce szamanowi. Nie jest to taka magia jak magia czarodzieja,
ale bardzo podobna. Jeśli ktoś nie miał styczności z magią czarodzieja,
może błędnie wziąć takie szamańskie działanie za moc czarodzieja.
Dermin przeanalizował to w ciszy.
-Czyli szaman to taki mag, czarodziej, który używa duchów jako broni?
-Ani mag, ani czarodziej. – Zaprzeczyła Lillian spoglądając na niego przez ramię.
Dermin spojrzał na nią z zdziwieniem.
-Jak to ani mag, ani czarodziej? – Zapytał.
-No tak. Mag to nie czarodziej, a czarodziej to nie mag.
-Jak to? – Zapytał zdumiony.
Lillian popatrzyła na Teeda i rzekła do niego:
-Może ty to wyjaśnisz. Wiesz jak to jest z tłumaczeniem u czarodziejek. Wytłumaczyć umiemy tylko innej czarodziejce.
Teed uśmiechnął się doń i skinął głową, że się zgadza. Odetchnął głęboko i podjął:
-Mimo ogólnej opinii ludzi mag nie jest czarodziejem. Czarodziej to ktoś
kto nie jest ograniczony swą mocą. A przynajmniej nie w takim stopniu
jak mag. Czarodziej używa żywiołów do swych czarów jak i samej mocy,
przemieniając ją, kształtując w różne formy. Czarodziej może posiąść
szeroki, bardzo szeroki wachlarz umiejętności. Mag tego nie może. Mag
używa jednej, najczęściej określonej przez jego moc zdolności. Jest to
na przykład ogień. Mag ognia potrafi panować tylko i wyłącznie nad
ogniem. Nie zapanuje nad wodą, ziemią czy powietrzem. Mogowie mogą
władać różnymi rzeczami, na przykład słowem. Nie jest tak, że magowie są
przypisani tylko do żywiołów, ale nie są w stanie używać innych mocy
niż im przypisanych.
Widząc, że Dermin nie do końca pojmuje to o czym mówi postanowił mu to
pokazać. Wyciągnął w jego kierunku rękę z dłonią odwróconą wnętrzem ku
górze. W jednej chwili nad dłonią zapłonęła niewielka kula ognia,
pojawiła się kulka wody, jakby wielka kropla zatrzymała się w powietrzu,
oraz zabłysło malutkie światełko, jakby jakaś mała istota
promieniowała. Te trzy istoty magii ustawiły się w trójkącie i zaczęły
się powoli obracać. Po otwartej dłoni czarodzieja zaczęły biegać małe
pioruny.
-To są, jak to my czarodzieje nazywamy, istoty magii. Istoty magii to,
jak widzisz, rzeczy jakie możemy stworzyć dzięki naszej mocy. Widzisz
tutaj tylko cztery przykłady. Z mocą możemy zrobić znacznie więcej. –
Poruszył dłonią i płomień, woda, światło oraz pioruny zniknęły. Poruszył
dłonią jeszcze raz i tą pokrył ogień. – Mag natomiast może tyle. Jeśli
jest to mag ognia to nie zbierze wilgoci z powietrza i nie uformuje kuli
wody gdy posługuje się ogniem.
-Rozumiem. Więc mag to tak jakby bardzo ograniczony czarodziej?
-W zasadzie to tak. Można by to tak określić. – Odpowiedział Teed i uśmiechnął się na znaczne uproszczenie.
Po tych wyjaśnieniach zapanowała cisza. Dermin rozmyślał nad tym czego
się dowiedział i stwierdził, że sprawy magii są dla niego zbyt zawiłe i
jak na razie da sobie spokój z wypytywaniem przyjaciela.
-Widzę, że ukradkowo patrzysz na Dermina. – Powiedział Teed do Lillian.
-Słucham?
Teed uśmiechnął się serdecznie do młodej czarodziejki.
-Nie mam racji? Widzę jak na niego patrzysz. Podoba ci się, czyż nie?
Lillian się zaczerwieniła. Nie spodziewała się, że ktoś będzie w stanie ją przejrzeć. A zwłaszcza w takiej sprawie.
-No więc.. – Odchrząknęła. – Nie wiem czy mogę z tobą o tym rozmawiać.
Jesteś jego przyjacielem, a nie chcę by na razie o wiedział o moich
uczuciach bo sama nie jestem ich pewna.
-Spokojnie dziecko. Obiecuję, że nic mu nie powiem bez twego
przyzwolenia. A wiesz przecież, że jak czarodziej coś obieca to
obietnicy dotrzyma.
-Ach Teedzie. Jego szare oczy sprawiają, że moje serce mocniej bije. Gdy
jest blisko czuję bezpieczna. Przy nim nie czuję się samotna, nie czuję
takiej samotności jaką czułam gdy straciłam moją rodzinę, mój zakon.
-Zatem to coś poważnego. Gdy jest czas walki, uczucia to niebezpieczna
sprawa. Potrafią sprowadzić człowieka na złą drogę, potrafią sprawić, że
czyni coś czego nigdy byśmy się nie spodziewali. Niepewny to grunt. Ale
z drugiej strony człowiek bez uczuć staje się podobny Beldowi. Uczucia
potrafią wydobyć z człowieka najlepsze jak i najgorsze cechy. – Milczał
przez chwilę, po czym dodał: - Masz słuszność, że chcesz by Dermin
jeszcze nie wiedział o twych uczuciach. A z resztą macie jeszcze czas.
Jesteście młodzi. Całe, długie, nieraz niebezpieczne, czasem nudne
życie.
-Masz rację Teedzie. Dziękuję. – Odparła Lillian.
Chwilę milczeli, a potem znów rozmawiali. Teed opowiadał Lillian o
czasach jego młodości, o nauce w Akademii Magii. Opowiadał jak to
wszystko tam wyglądało, jakie kłopoty sprawiał, mówił o dowcipach jakie
wycinali razem z kolegami nauczycielom.
-Uwaga!! – Krzyknął do nich Dermin zeskakując z konia.
Zaatakowano ich. Czterech zbrojnych w miecze, topory i noże szarżowało
na nich konno. Dermin ruszył ku napastnikom. Wyszarpnął miecz z pochwy.
Poczuł nagły przypływ siły. Siły takiej, że chciał tylko zabijać.
„Nastanie dla ciebie kiedyś ciężki czas. Będziesz musiał iść na
ustępstwa. Daj i bierz tyle ile będziesz w stanie wytrzymać. Nie więcej,
nie mniej.”. Przypomniał sobie słowa matki. Nagle świat przestał
istnieć. Zapanowała czerń. Dermin usłyszał czyjś głos:
-Daj mi swe ciało. Ocalę ciebie i twych towarzyszy. Musisz tylko użyczyć mi swego ciała.
Dermin nerwowo rozejrzał się wokoło. Nikogo nie zauważył.
-Kim jesteś? Czego ode mnie chcesz?
-Jak to kim? – Zapytał ze zdziwieniem głos. – Jestem twym mieczem. Czego
chcę? Niczego wielkiego. Wystarczy, że zostaniesz tutaj, a ja wypełnię
twe ciało i ocalę was. Potem oddam ci twe ciało.
„Nastanie dla ciebie kiedyś ciężki czas. Będziesz musiał iść na
ustępstwa. Daj i bierz tyle ile będziesz w stanie wytrzymać. Nie więcej,
nie mniej.”.
Dermin ciągle słyszał słowa matki, ale inaczej niż słowa miecza. W końcu zrozumiał co oznaczają te słowa.
-Powiedz mi mieczu, dlaczego chcesz mas ocalić? Dlaczego aż tak ci na tym zależy? – Zapytał Dermin wiedząc już co ma zrobić.
Rozległ się złowrogi śmiech.
-Chcę krwi. Pragnę krwi. Tak dawno jej nie czułem. – Odpowiedział głos.
-Zatem dam ci krwi. Ale nie przejmiesz mego ciała. Moje ciało jest moje i
nie masz prawa nim zawładnąć. Dasz mi siłę, dasz mi moc, pozwolisz mi
nad sobą panować, a ja w zamian dam ci krwi. Przysięgniesz, że wypełnisz
me żądania, a dostaniesz krwi.
Nastała cisza. Najwidoczniej miecz, czy też raczej moc miecza zastanawiała się nad przyjęciem propozycji Dermina.
-Jednorazowa transakcja mnie nie interesuje. – Odparł w końcu miecz.
-Mnie też nie. – Zapewnił go Dermin. – Ile razy wyciągnę cię z pochwy
tyle razy będziesz mi posłuszny. Właściwie nie powinienem się z tobą
targować. Jestem Władcą Miecza. Masz mi być posłuszny!
-W... Władcą Miecza? – Zapytał zdziwiony głos. – Mianowanym?
Dermina wielce zadziwiła reakcja głosu. Dostrzegł to czego zapewne nie dostrzegł Kerdan.
-Tak. Najpotężniejszy czarodziej mianował mnie na Władcę Miecza. – Odpowiedział.
-Nie o to mi chodzi.
-Wiem. Mianowałeś mnie. Mianowałem siebie.
-Wybacz panie. – Rzekł z pokorą głos. – Będę ci służył po wszelkie krańce.
Dermin uśmiechnął się. Przeciął lewy bok pierwszego z szarżujących
uchylając się jednocześnie przed jego toporem. Topór spadł na ziemię, a w
ślad za nim wykrwawiający się jeździec. Nadjechał drugi. Dermin
uskoczył przed jego długim, ostrym mieczem. Chwycił się siodła i
podciągnął. Wsiadając za napastnika wbił mu miecz w kręgosłup. Rozległ
się pełen bólu krzyk. Dermin zrzucił zbrojnego z konia i chwycił cugle.
Skierował konia na kolejnego. Ten rzucił w niego kilkoma nożami.
Większość noży odbił mieczem, lecz jeden wbił się w łeb konia. Gdy
zwierze padało, Dermin stanął na siodle i skoczył ku napastnikowi. Lecąc
zatoczył mieczem łuk odcinając przeciwnikowi kawałek ramienia i połowę
głowy. Fragmenty kości czaszki oraz mózgu poleciał na wszystkie strony,
krew trysnęła i splamiła ubranie Dermina. Dermin spadł tuż przed
pędzącym koniem czwartego i ledwo uniknął stratowania przez wielkiego
konia. Ostatni zbrojny zatrzymał konia, zeskoczył z niego i ruszył na
Dermina. Był tuż-tuż. Już miał zadać cios gdy poleciał w tył. Grzmotnął o
ziemię. Wstał chwiejnie, podpierając się mieczem. Miał znów ruszyć na
Dermina gdy stanął w płomieniach. Wrzeszczał padając na ziemię. Próbował
zgasić płomienie tarzając się, lecz nic to nie dało. Po długiej męce
pozostały po nim osmolone kości.
-Dzięki Teedzie. – Powiedział Dermin do przyjaciela podnosząc się z ziemi.
Teedicus popatrzył na przyjaciela ze zdumieniem.
-Skąd wiedziałeś, że to ja, a nie Lillian? – Zapytał Dermina zdumiony.
-Kiedyś Lillian zabiła jednego z takiego oddziału. Po prostu wyczułem
różnicę. Nie wiem jak, ale wyczułem. Pewnie dzięki mieczowi. – Odparł
Dermin.
-Ach tak… - Mruknął czarodziej. – Ruszajmy bo mogą przybyć następni.
Wsiedli na konie i ruszyli w dalszą odpowiedź. Dermin uświadomił się, że
nie wie gdzie zmierzają. Czarodziej prowadził ich, lecz nie wiedział
gdzie.
-Teedzie.
-Tak mój chłopcze?
-Gdzie my właściwie jedziemy?
-Do mojego dobrego znajomego. – Odpowiedział Teed z szczwanym uśmieszkiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz