niedziela, 25 listopada 2012

"Powrót dawnych czasów" mini-rozdział 12

Jakże piękne jest Elook. Pomyślał Beld przechadzając się uliczkami miasta. Wiele czasu minęło gdy był tu po raz ostatni. Przystanął i spojrzał na wielki, wykonany z białego marmury budynek. Wysokie mury, blanki, strzeliste wierze, okna zakończone półkoliście u góry… Nic się nie zmieniło. Akademia Magii cały czas taka sama.

Ruszył w kierunku olbrzymiej budowli, ale zatrzymał się. Wyczuł potężne magiczne osłony. Uśmiechnął się. Jednak się czegoś nauczyli. Odwrócił się i ruszył w przeciwną stronę. Zatrzymał się przy niewielkim straganie gdzie sprzedawano owoce. Starsza kobieta, która prowadziła ten stragan uśmiechnęła się lekko. Beld wziął jabłko i rzucił starej srebrną monetę. Było to o wiele za dużo, ale nie obchodziło go to. W każdej chwili mógł mieć tyle monet ile chciał.

Szedł powoli i jadł jabłko. W pewnym momencie wpadł na niego mały chłopiec wytrącając mu owoc z ręki. Beld popatrzył na chłopca takim spojrzeniem, że mały chciał uciec i schować się w najciemniejszym kącie.

-Jak masz na imię? – Zapytał Beld chłopca.

Chłopak przełknął ślinę i niechętnie odpowiedział:

-Jestem Thomas. Przepraszam panie. Nie chciałem. Spieszę się do chorej matki. Niosę jej lekarstwo.

Niewzruszony Beld wyciągnął rękę ku chłopcu.

-Pokaż to lekarstwo. – Powiedział do małego.

Przerażony chłopiec nie chciał dawać nieznajomemu czegoś co pomoże jego matce.

-N… Nie mogę. To dla matki. Naprawdę się spieszę. Proszę. Pozwól mi iść panie.

-Pokaż to lekarstwo. – Warknął Beld.

Chłopiec wystraszył się nie na żarty. Sięgnął do kieszeni i wyciągnął mały flakonik z jakimś płynem i podał go Beldowi. Ten wyciągnął korek i powąchał płyn.

-Od kogo to masz? – Zapytał chłopca.

-Od zielarki. – odpowiedział pokornie Thomas.

-Od zielarki… - Zaśmiał się kpiąco. – Co one wiedzą o uzdrawianiu. Zaprowadź mnie do matki. Pomogę wam.

Chłopiec się wahał, ale zbyt mocno kochał matkę by zwlekać. Poprowadził nieznajomego w boczną uliczkę. Szli między budynkami, aż doszli do drzwi trochę wyższych niż Beld. Wprowadził Belda do obszernej, skromnie urządzonej izby. W rogu stało łóżko na którym leżała blond włosa kobieta. Podprowadził go do łóżka.

-Proszę… Pomóż mamie. Bładam panie. – Prosił Thomas.

-Ach tak… Pomogę wam obu. – Powiedział Beld szyderczo się uśmiechając.

Wyciągnął ręce. Jedną skierował ku chłopcu, drugą ku matce.

-Amina, kretossion, agar fueronis. – Wyszeptał Beld.

Ciała kobiety i dziecka zaczęły parować. Po chwili skóra była całkowicie sucha. Buchnął ogień. Ciała płonęły. Thomas krzyczał z przemożnego bólu. Kobieta nagle otworzyła oczy w przerażeniu i usta w niemym krzyku.

Oboje spłonęli. Pozostały po nich tylko kupki popiołu. Beld wyszedł z domu.

-Mówiłem, że wam pomogę.

Zaśmiał się głośnym, grzmiącym śmiechem, odchodząc z dumnie podniesioną głową.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz