Jej cudowny uśmiech sprawiał, że wszystko wokół przestawało istnieć.
Spojrzenie jej błękitnych oczy pochłaniał jego serce i duszę. Było w
niej coś takiego, że Dermin czuł spokój. Czułby go nawet gdyby świat się
kończył na jego oczach. Ważne by była przy nim.
Usadowił ją w fotelu, a sam usiadł na prostym krześle. Wiedział, że coś
się dzieje, wiedział, że Lillian potrzebuje pomocy. Chciał jej pomóc.
Postanowił jej pomóc. Ale by mógł to zrobić, musiał się dowiedzieć co
się w ogóle dzieje. Nie chciał wyjść na kogoś nachalnego, więc
postanowił sobie, że jeśli nie będzie chciała mu powiedzieć, to nie
będzie naciskał.
Chwilę siedzieli w milczeniu. Dermin wstał, nalał do kubka gorącej
herbaty i podał ją dziewczynie. Ta uśmiechnęła się do niego tak, że na
moment zapomniał o oddychaniu. Podziękowała mu i znów siedzieli w
milczeniu.
W końcu zebrał się w sobie i zapytał:
-Co się dzieje? Widzę, że się gdzieś spieszysz, że gdzieś zmierzasz.
Widzę także, że grozi Ci niebezpieczeństwo. – Starał się mówić tak, by w
jego głosie nie było słychać ciekawości jaka go pchała do zadawania
pytań. – Chcę ci pomóc, ale żebym mógł to zrobić, musisz mi powiedzieć
co się dzieje.
Lillian patrzyła na niego. Dermin nie musiał być jasnowidzem, by
wiedzieć, że myśli nad tym ile mu powiedzieć i czy w ogóle cokolwiek mu
powiedzieć.
-Chcesz wiedzieć. Zastanawiałam się kiedy o to zapytasz. Ale cóż…
Powinnam ci to opowiedzieć. – Rzekła w zadumie Lillian po czym
westchnęła. Chwilę patrzyła mu w oczy i po chwili podjęła: - Nie wiem od
czego powinnam zacząć. Może najpierw powinnam ci powiedzieć kim w ogóle
jestem.
Chwila milczenia wprawiała wrażenie wieczności. Dermin chciał by jak
najszybciej zaczęła mówić. Jej anielski głos prowadził do ukojenia. Nie
chciał jej popędzać, ale pragnął całym sercem by mówiła dalej.
-Pochodzę z Northlandu. Należę do starożytnego zakonu kobiet, które poprzysięgły zemstę na Beldzie... Jestem Siostrą Run.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz