niedziela, 25 listopada 2012

"Powrót dawnych czasów" mini-rozdział 6

Zaczynało świtać. Biegli przez las uciekając przed assasynami. Dermin nie wiedział nawet, jakim cudem udało im się uciec z płonącego domu. Pamiętał tylko podpalone strzały wlatujące przez okno, ogień i wojaków, którzy nagle wpadli do jego domu. Jakoś udało się uciec z domu i to się liczyło. Mężczyźni z toporami, mieczami i różnej długości nożami nieustannie gonili ich przez trudny teren. Wielkie, ciężki buciska łamały gałązki i rozbryzgiwały błoto. Czterej najeźdźcy mieli na sobie napierśniki, na których była kolczuga, a na głowach mieli żelazne hełmy. Do pasów przyczepione mieli bojowe topory, pochwy na miecze, które trzymali teraz z dłoniach. Przy pasie był także szereg mniejszych pochew na noże.

Nieustępliwie gonili Dermina i Lillian. Dermin nie miał pojęcia kim są, ale wiedział, że na pewno nie są przyjaciółmi. Gdyby nimi byli, to nie niszczyliby jego domu. Mimo iż teren był trudny to najeźdźcy całkiem nieźle sobie radzili. Dermin przebywał tutaj całe swe życie, więc mimo, że było jeszcze ciemno, to świetnie dawał sobie radę na takim terenie. Nie mógł niestety biec ile sił, bo Lillian nie znała tego terenu i biegła wolniej. Wiele razy musiał pomagać jej i cały czas uważał by nie złamała sobie nogi, czy skręciła kostki. To by tylko ich spowolniło, a nie potrzebowali tego.

Wypadli na niewielką polanę do której światło poranka dopiero co docierało. Tuż za nimi, z lasu wybiegła czwórka mężczyzn z mieczami. Dermin nie chciał się zatrzymywać, ale nie miał wyboru. Schylił się i z całej siły kopnął jednego z napastników w klatkę piersiową. Impet odrzucił napastnika w tył, a ten nabił się na miecz biegnącego za nim kompana. Obaj polecieli w tył i padając drugi z napastników rozbił sobie głowę na kamieniu. Zostało dwóch. Jeden z pozostałych ruszył na Lillian. Dermin doskoczył do niego, szybkim ruchem odczepił topór od pasa mężczyzny i prawie w tym samym momencie wbił mu go w kręgosłup. Napastnik runął na ziemię pozostawiając krwawy ślad na zielonej trawie. Ostatni. Wyszarpnął miecz z zaciśniętej dłoni martwego assasyna. Kątem oka zobaczył spadający na niego miecz. Szybkim ruchem sparował cios. Ciało napastnika pokryło się pulsującymi bąblami. Bąble nabrzmiały. Krzyk najeźdźcy wywołany potwornym bólem przeszył Dermina. Bąble pękły rozbryzgując krew assasyna. Okrwawione ciało padło w bezładzie na zimną ziemię. Za assasynem, w pewnej odległości stała Lillian z wyciągniętą ręką. Magia, pomyślał Dermin. Miał wiele pytań, ale nie był głupcem i nie miał zamiaru teraz pytać. Podbiegł do Lillian, chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą. Nie wiedział czy jest więcej napastników i nie chciał się o tym przekonać.

Biegli przez las często skręcając. Dermin nie chciał by ewentualnemu pościgowi łatwo było ich wytropić. Biegli, a on myślał gdzie mogliby być bezpieczni. Nic, ani nikt nie przychodził mu do głowy poza jego przyjacielem. Przyjaciel ten był dla Dermina jak drugi ojciec. Właściwie po śmierci ojca przyjaciel ten zastępował mu go. Teedicus – bo tak miał na imię ów przyjaciel, nauczył Dermina wielu rzeczy. Nauczył go jak poradzić sobie samemu, uczył go o roślinach, leczeniu, nauczył jak polować. Teedicus był przyjacielem i mentorem. Pomógł Derminowi pozbierać się po stracie matki i śmierci ojca. Chłopak nie mógł sobie wymarzyć lepszego druha.

Gdy tak biegli przez las Dermin szeptał modlitwę do dobrych duchów o opiekę. Gdy mrok nadejdzie, gdy nadziei brak, chrońcie nas. Gdy nie będzie siły, chrońcie nas. Gdy nadejdzie trudny czas, chrońcie nas. Gdy czas trudnych decyzji zawita w nas, chrońcie nas. Modlitwy tej nauczył go Teedicus. Ponoć gdy się ją wypowiedziało, dobre duchy zawsze jej słuchały i chroniły tego kto ją wypowiadał. Jak dotąd Dermin nie musiał wypowiadać jej w trudnej sytuacji więc nie wiedział czy to prawda, ale nadszedł czas by się przekonać.

Wybiegli z lasu i mknęli jego skrajem ku rzece Skord. Przez rzekę, przerzucony był drewniany most. Nie był nowy, lecz bardzo wytrzymały. I w tej chwili martwiło to chłopaka. Bał się, że jeśli są jeszcze jacyś assasyni, czy ktokolwiek inny kto ma wrogie zamiary przedostanie się przez rzekę i dopadnie ich. Ale teraz musiał dostać się do przyjaciela. Czuł, że tylko tam mogą być bezpieczni.

Lillian przez całą drogę milczała. Nie wypowiedziała ani słowa od czasu gdy musieli uciekać. Nie wiedział czy się boi czy też nie, ale w tym przypadku jej milczenie było lepsze niż histeria.

Przebiegli szybko przez most i znów wbiegli w las. Niedługo las się kończył. Znów biegli między drzewami tak by jak najbardziej utrudnić pościg. Miło iż biegli krętą trasą, to dotychczas cały czas kierowali się na północ. Niespodziewanie Dermin skręcił na zachód. Po prawej im oczom ukazało się niewielkie jezioro. Wbiegli na ścieżkę obok jeziora i cały czas biegli na zachód.

Pomimo iż biegli większość dnia nie czuli wielkiego zmęczenia. Strach dodawał im sił. Znów wypadli z lasu. Im oczom ukazała się góra. Widok czegoś tak wielkiego zaparł Lillian dech w piersiach. Dermin był przyzwyczajony do tego widoku, lecz zawsze go zachwycał. Zaczęli biec wąską i dość krętą ścieżką z górę. Kilka razy Lillian się potknęła, ale chłopak zawsze ją podtrzymywał silnymi rękoma. Po pewnym czasie wybiegli na niewielką łąkę pośrodku której stał mały domek.

-Nareszcie dotarliśmy. – Odetchnął z ulgą Dermin. – Mieszka tutaj mój przyjaciel. Na razie będziemy tu bezpieczni.

Uśmiechnął się do niej i poprowadził ku domowi. Na niewielkiej werandzie stał stół, dwa krzesła i ława. Na ławie siedział do słońca starszy mężczyzna. Na jego kolanach leżał czarny kocur.

Mężczyzna uśmiechnął się i nie otwierając oczu rzekł:

-Witaj Derminie. Dawno się nie widzieliśmy. A kogóż to przyprowadziłeś do starego przyjaciela?

-Witaj Teedicusie. To Lillian Antherim. Potrzebuje pomocy i…

-Panna z rodziny Antherim. Dawno nikogo nie widziałem z tego rodu. Ród czarodziejek sięgający jeszcze wielkiej wojny. Cóż za miłe spotkanie. – Przerwał chłopakowi Teedicus. Wstał, podszedł do Lillian i pokłonił się. – Teedicus Turander, ale mów mi Teed dziecko. Czemuż to ktoś taki jak ty przybywa do starego człowieka?

Lillian przez chwilę patrzyła na Teeda, po czym padła na kolana i pochyliła głowę.

-Panie Turander. Wybacz, że cię nachodzę, ale potrzebuję twojej pomocy.

-Wstań dziecko. – Teed chwycił Lilian za ramiona i pomógł podnieść się z kolan. Wykonał zapraszający gest ku werandzie. – Może napijecie się herbaty?

Dermin stał i nie mógł się poruszyć. Zawsze myślał, że Teedicus jest zwykłym człowiekiem, że nie jest ważną personą, a tymczasem ludzie słysząc kim jest padają na kolana. Zastanawiał się czy aby tez nie powinien uklęknąć, ale Teed uprzedził jego myśli i czyn:

-Nie oczekuję pokłonów. Jestem tylko zwykłym, starym człowiekiem. Ale, że kiedyś byłem wielkim czarodziejem i każdy drżał na dźwięk mego imienia i nazwiska to stara historia. Tak stara, że sam już nie pamiętam czy jest prawdziwa.

Uśmiechnął się szeroko i poprowadził dwójkę młodych do stołu na werandzie i posadził przy nim. Poszedł do domu i przyszedł z kubkami i dzbankiem herbaty. Znów usiadł na ławie i chwilę patrzył na dwójkę gości.

-No co tak milczycie? – Spytał przerywając ciszę.

-Teedzie… Kim tak naprawdę jesteś? – Zapytał Dermin chcąc dowiedzieć się dlaczego jego przyjaciel nigdy nie opowiadał mu kim był. – Dlaczego nic nie mówiłeś?

Starszy mężczyzna się uśmiechnął. Długie, siwe włosy spływały mu z barków. Ubrany był w skromne, brązowe ubranie. Wyciągnął rękę i długim, chudym palcem postukał Dermina w czoło.

-Jestem twoim przyjacielem. Nikim więcej, nikim mniej. A jeśli chcesz wiedzieć kim byłem to zaraz ci opowiem. Dlaczego nic nie mówiłem? Bo nigdy nie pytałeś o moją przeszłość. Pytaj mój chłopcze. Postaram się odpowiedzieć na każde twe pytanie.

Dermin popatrzył na Lillian. Ta siedziała i w ciszy patrzyła na dwójkę rozmawiających mężczyzn. Zastanawiał się od czego powinien zacząć.

-Czy to prawda, że jesteś czarodziejem? – Zadał pierwsze z brzegu pytanie.

-Czarodziejem? Nie mój chłopcze. Byłem, ale przestałem nim być gdy tu przybyłem. Odciąłem się od magii. Teraz jestem tylko starszym mężczyzną, który pamięta jak się czaruje. – Odpowiedział spokojnie starszy mężczyzna.

Po chwili milczenia dodał:

-Widzę, że nie wiesz, które pytanie zadać. Pozwól, że opowiem ci krótko o mojej przeszłości.

Dermin kiwnął głową, że się zgadza, a stary przyjaciel podjął opowieść.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz