Leśna ścieżka wiła się i zakręcała. Jechali powoli by nie narazić koni
na połamanie nóg. Od ostatniej przygody z assasynami byli bardziej
ostrożni. Nie chcieli by znów ich zaskoczono. W lesie było cicho. Tylko
od czasu do czasu dało się słyszeć odgłosy ptaków. Delikatny wiatr
poruszał liśćmi drzew. Dźwięk łamania gałązki stawiał ich w gotowości do
starcia z wrogiem, lecz zawsze okazywało się, że to lis czy inne
niewielkie, leśne zwierzę.
Wczesnym rankiem opuścili miasto Efar do którego przybyli poprzedniego
dnia i spali w gospodzie. Przez pewien czas jechali po trawistej
równinie i około południa wjechali do tego lasu. Kierowali się do domu
przyjaciela Teeda, który znajdował się gdzieś w tym lesie. Dermin ani
Lillian nie pytali kim jest ten przyjaciel gdyż ufali Teedowi. Ale
ciekawość w Derminie w końcu wzięła górę.
-Kim jest ten twój znajomy? – Zapytał przyciszonym głosem.
Teed cofając się pamięcią ku przeszłości odpowiedział:
-To bardzo stary znajomy. Znamy się z czasów
gdy uczęszczałem do Akademii Magii. Konkurowaliśmy prawie o wszystko,
ale w efekcie staliśmy się przyjaciółmi. Podzielał moje poglądy co do
rady i przez pewien czas, zanim odszedłem, był moim agentem. Gdy
odszedłem i zamieszkałem na tej górskie polanie on został. Po pewnym
czasie odwiedził mnie i powiedział, że także miał już dość tego co rada
wyprawia. Zamieszkał w tym lesie. Prawie nikt nie wie, że tu mieszka.
-Dlaczego? – Zapytał zaciekawiony Dermin.
-Bo mało kto zapuszcza się w głąb tego lasu. Ludzie wierzą, że wieki
temu został przeklęty, ale to bzdury. Tylko w kilku miejscach zastawił
jakieś pułapki iluzyjne. Lubił to. Po prostu kochał iluzje. Pamiętam jak
razu pewnego stworzył iluzję potwora: wielki łeb, ogromnie,
sztyletowate zębiska, kolce na łbie i wzdłuż całego kręgosłupa, wielkie,
potężnie umięśnione cielsko, szpony ostre jak brzytwa. Przynajmniej tak
wyglądały. – Uśmiechnął się do wspomnień. – Przez tą iluzję
zdemolowałem swój pokój. Ciskałem ogniem, próbowałem tego stwora
zamrozić, unieruchomić, rzucałem różnego rodzaju magiczne sieci. Nic to
nie dało. Wszystko przechodziło przez niego. Zanim pojąłem, że to iluzja
mój pokój wyglądał jak pole bitwy. Gdy dorwałem tego dowcipnisia przez
tydzień wisiał nagi w powietrzu, w głównym holu. Taka mała zemsta.
Lillian zachichotała, a Dermin starał się tłumić śmiech.
-Tak mściwy byłeś Teedzie? – Zapytała żartobliwie Lillian.
Teed zaśmiał się nie zważając na to czy ktoś ich usłyszy.
-Młody byłe i różne żarty się mi trzymały. Wybaczyliśmy sobie. Po kilku
latach. Potem zostałem mianowany na najpotężniejszego czarodzieja, on
został moim zastępcą. Potem już wiecie: brak porozumienia z radą, moje
odejście.
-A po co właściwie do niego jedziemy? – Zapytała Lillian.
Teed milczał przez chwilę, po czym odparł:
-Myślę, że jest on jedyną, która może nam doradzić co zrobić. Chyba tylko on może wskazać nam drogę.
Zapadła cisza. Wciąż jechali krętą leśną ścieżką, aż w końcu im oczom ukazał się niewielki domek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz