niedziela, 25 listopada 2012

"Powrót dawnych czasów" mini-rozdział 16

Zasiedli przy stole, a Nesteg podał przybyłym zupę korzenną którą właśnie ugotował. Jedli w milczeniu. Dermin spostrzegł, że stary znajomy Teeda co chwila spogląda na miecz, który zawieszony był teraz za oparciu krzesła.

-Więc zapanowałeś nad nim. – Powiedział Nesteg do Dermina. – Ciężko było?

Dermin przełknął łyżkę zupy i odpowiedział:

-Nie. Zapanować nie było trudną rzeczą. Dojść do tego jak zapanować już tak.

Skończyli jeść zupę i Nesteg zapytał:

-Pokażesz mi swój miecz?

-Nie. – Odparł szybko Dermin.

-Dlaczego?

-Przysięga złożona mocy miecza. – Odpowiedział Dermin. – Ale zapewne o tym wiesz.

Nesteg uśmiechnął się przebiegle. Wstał, pozbierał miski po zupie i zaniósł je do dużej miednicy znajdującej się obok pieca. Wrócił do gości i znów usiadł przy stole.

-Czy myślisz młody człowieku, że musisz stosować się do jakiejś tam przysięgi złożonej przedmiotowi? – Zapytał Nesteg.

Dermin zastanawiał się nad odpowiedzią. Pytanie było proste. Odpowiedź na pytanie na pewno nie brzmiała tak lub nie.

-Przysięga. – Powiedział Dermin bez specjalnych emocji.

Wstał od stołu.

-Wybaczcie, ale pójdę zaczerpnąć świeżego powietrza. – Zwrócił się towarzyszy i Nestega.

Zdjął miecz z oparcia i przełożył pendent przez prawe ramię. Ruszył w stronę drzwi.

-Zaczekaj. – Zwróciła się do niego Lillian. – Pójdę z tobą. Chciałabym o czymś porozmawiać.

Wstała i dołączyła do Dermina. Lillian wyszła z domu, a Dermin rzucił jeszcze Nestegowi spojrzenie pełne nieufności zanim zamknął drzwi. Stanęli na werandzie. Dermin oparł dłonie na barierce i zapytał:

-O czym chciałaś porozmawiać?

Lillian nie spojrzała na niego, lecz patrzyła przez liście na niebo, które coraz gęściej zakrywało się chmurami. Nie odwracając wzroku odrzekła:

-Nesteg. Nie ufam mu. Jest w nim coś… Niepojącego.

Dermin westchnął. Patrzył teraz w las – coraz ciemniejszy, bardziej mroczny. Las, którego Dermin się bał. Pierwszy raz w życiu bał się lasu.

-Także mu nie ufam. – Odparł. – Teed powiedział, że Nesteg wskaże nam drogę. W to nie wątpię… Ale ta droga doprowadzi nas do…

-Śmierci. – Dziewczyna dokończyła za niego.

Dermin uśmiechnął się nie odwracając wzroku od mroku lasu. Pomyślał, że Lillian jest bardzo bystrą osobą. Wiedział o tym gdy po raz pierwszy ją zobaczył, ale teraz nabrał całkowitej pewności. Odwrócił ku niej głowę. Patrzył na nią przez chwilę nim cokolwiek powiedział.

-Tak. Ale może się mylimy. – Powiedział chcąc uspokoić nieco Lillian. A może i siebie. – W końcu Teed to czarodziej. Chyba nie dałby się tak po prostu wykiwać. Albo wie to co my, albo my się mylimy.

Lillian spojrzała w oczy Dermina. Uśmiechnęła się swym cudnym uśmiechem i przemówiła anielskim głosem:

-Jakkolwiek by nie było nie wolno się nam poddawać Derminie. Póki wierzymy mamy szansę na zwycięstwo. Nawet jeśli naszą trójkę będą otaczać sami krętacze i zdrajcy mamy szansę póki mam wiarę i… siebie.

Dermin nie mógł się nie uśmiechnąć słysząc te słowa. Odwrócił głowę i znów zapatrzył się w coraz bardziej mroczny las. W tym mroku była groźba. Tego był pewny. Lillian spojrzała tam gdzie on.

-Dlaczego tak się przyglądasz tym drzewom? – Zapytała.

-Nie drzewa mnie interesują. Mrok. Jemu się przyglądam. – Odpowiedział nie odwracając szarych oczu od ciemnego lasu. – W powietrzu, w tym mroku, w całym tym miejscu wisi groźba.

Lillian spojrzała na niego z wyrazem twarzy, który zdradzał nie tyle zdziwienie co zaintrygowanie.

-Groźba? – Zapytała. – Jakiego rodzaju?

Dermin spojrzał na nią. Po raz pierwszy dostrzegła w jego szarych oczach cień strachu. Po chwili milczenia odpowiedział lekko drżącym głosem.

-Ona nie ma rodzaju.

Lillian nie widziała o co chodzi Derminowi. Mimo iż była czarodziejką, nie potrafiła odgadnąć jego myśli. Nie potrafiła rozwikłać zagadki umysłu Dermina.

-Derminie. – Powiedziała spokojnie. – Spokojnie. Zgadzam się, że nie jest tu bezpiecznie… Przynajmniej nie do końca bezpiecznie. Ale póki co musimy tu zostać. Jeśli masz rację , to nie możemy zdradzić, że coś podejrzewamy. To działa na naszą korzyść.

-Masz rację. – Odpowiedział Dermin ciężko wzdychając. – Nie popadajmy w paranoję.

Ciągle opierając dłonie o barierkę spojrzał na niebo zakryte chmurami. Dostrzegł między nimi smużkę słonecznego światła. Poczuł jak Lillian niepewnie kładzie swą dłoń na jego dłoni. Nie odwrócił się, nie spojrzał. Nie chciał psuć tej chwili. Chwili w której była magia. Najsilniejsza magia jaka istniała na świecie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz