-Gdy byłem małym dzieckiem, podczas wałęsania się po lesie odkryłem, że
umiem czarować. Zaatakował mnie dzik. Instynktownie użyłem swej mocy i
zablokowałem go ścianą powietrza. Opowiedziałem o tym ojcu. Nie zdziwiło
go to, bo jak się potem okazało też był czarodziejem. Przez kilka lat
uczył mnie magii – jak manipulować naturą, zakładać magiczne pułapki i
takie tam. Uczył mnie do czasu gdy… - Przerwał opowieść i przez chwilę
milczał. Po chwili kontynuował. – Do czasu gdy do naszego domu przybył
inny czarodziej. Spalił nasz dom, pozostawiając tylko zgliszcza. Z matką
uszliśmy, ale ojciec poświęcił się byśmy mogli uciec. Wyruszyliśmy z
matką do miasta Elook. Znajdowała się tam Akademia Magii. Wtedy
największym czarodziejem był Gez. Dowodził całą akademią. Przyjął mnie i
często osobiście udzielał mi lekcji. Po kilku latach nauki osiągnąłem
limit swej mocy. Wtedy odbył się również turniej, który miał
rozstrzygnąć który z uczniów zostanie owym zastępcą Geza. Ja i mój
przyjaciel z akademii Darok dotarliśmy do finału. Mieliśmy walczyć w
Gezem, a on na koniec miał zdecydować który z nas najbardziej się
nadaje. Podczas finału na pole walki wszedł jakiś nieznajomy. Cisnął
kulą ognia z Geza. Lecz Gez nie dla parady okrzyknięty został
najpotężniejszym czarodziejem tamtych czasów.
Wywiązała się walka. Baliśmy się pomóc Gezowi byśmy mu nie zaszkodzili.
Po pewnej chwili rozpoznałem tego czarodzieja, który zaatakował naszego
mistrza. Był to ten sam, który zniszczył mój dom, który zabił mojego
ojca. Nawet nie spostrzegłem kiedy, a Gez został przeszyty ognistą
lancą. Ogarnął mnie szał. Najpierw zabił mojego ojca, a teraz i mistrza.
Stworzyłem wielką kulę ognia i cisnąłem nią w tego czarodzieja. Nie
wiem jak, ale ten uchylił się od mojej magii. Pierwszy raz od przybycia
przemówił. Powiedział jakoś tak: „Jam jest Beld! Jestem najpotężniejszym
szamanem wszech czasów. Zwykły
czarodziej mnie nie pokona. To ja posiadam szamańskie i czarodziejskie
moce. Tylko ja potrafię przejąć magię. Próbuj szczęścia, a może mnie
zranisz.”. Zaśmiał się i zniknął. Po całym tym incydencie zostałem
okrzyknięty najpotężniejszym czarodziejem i zająłem miejsce Geza. Wiele
lat sprawowałem ten urząd. Pełniłem pieczę nad Mieczem Przeznaczenia.
Pewnego dnia Rada Władzy zdecydowała, że będzie organizowany turniej.
Kto go wygra będzie dzierżył ten oręż. Oczywiście się temu sprzeciwiłem.
– Popatrzył na Dermina i rzekł: - O tym powiem Ci potem.
-Wiem co to Miecz Przeznaczenia. Lillian opowiedziała mi o nim.
-Ach tak… Zatem opowiem resztę historii. Zabrałem Miecz i odszedłem. Nie
mogłem pozwolić by tak potężna broń trafiła w ręce byle osiłka.
Zawędrowałem tutaj i osiadłem. Miecz rzecz jasna ukryłem. Rzuciłem po
tym czar by nie pamiętał mnie nikt poza waszym zakonem Lillian. Resztę
historii znasz. Mieszkałem tutaj, przyszedłeś do mnie gdy się zgubiłeś i
zostaliśmy przyjaciółmi.
Teedicus uśmiechnął się do tych wspomnień. Zakreślił ręką łuk o dodał na koniec:
-Teraz żyję tutaj, mieszkam tutaj. Dobrze mi tu i nie chcę opuszczać tego miejsca.
Lillian słuchała w ciszy. Rozumiała Teeda, ale skoro był tym kogo
szukała musiała prosić go o pomoc. Już miała się odezwać, lecz Dermin ją
ubiegł.
-I tak spokojnie o tym mówisz. Taka przeszłość, a ty mówisz o tym z taką
lekkością. – Stwierdził Dermin, lekko oburzony spokojem przyjaciela.
Lillian zaskoczyła reakcja Dermina. Myślała, a właściwie miała nadzieję, że będzie współczuł przyjacielowi.
-Nie jestem już młody Derminie. Przez te wszystkie lata żyłem z tym, że
tak się stało a nie inaczej. Pogodziłem się z tym. Musiałem się z tym
pogodzić by nie zwariować i nie zatracić się w zemście.
Dermin spuścił głowę i odparł:
-Racja. Przepraszam Teedzie.
Nastała cisza. Lillian wreszcie miała okazję by porozmawiać z czarodziejem.
-Panie Teedicusie. Przybywam tutaj bo mam do ciebie wielką prośbę. –
Podjęła. – Beld powrócił i zniszczył nasz zakon. Tylko ja przeżyłam.
Przysięga pomsty spoczęła na mnie. Muszę pomścić te wszystkie kobiety,
które – jak dobrze wiesz – wymordował przed czasy.
-I czego ode mnie oczekujesz dziecko? – Zapytał Teed.
Lillian starała się ostrożnie dobierać słowa, lecz nie chciała owijać w bawełnę.
-Przybyłam prosić cię byś wyznaczył Władcę Miecza. Błagam, pomóż mi
odnaleźć Miecz Przeznaczenia i wyznacz tego kto będzie dzierżyć miecz.
To…
-Nie. – Przerwał jej Teed.
-Ale…
Lillian chciała przekonać Teedicusa, ale ten wstał z ławy i wszedł do domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz