Northland, Beld… Ojciec opowiadał mu o nich. Opowiadał o tyranie
Beldzie, który ponoć był okrutniejszy od samego Diabła, o krainie na
północy Northland gdzie miejsce miała wielka bitwa. Ale o Siostrze Run
nie słyszał. Ciekaw kim jest owa Siostra Run słuchał dalszej części
historii.
-Siostry Run to czarodziejki. – Wyjaśniła Lillian widząc zaskoczenie
Dermina. – Podczas wielkiej wojny, żołdacy Belda wdarli się do naszego
zakonu i… Zgwałcili każdą z zakonu. Moje poprzedniczki poprzysięgły
zemstę na Beldzie. Przysięgły, że kiedy nadejdzie czas zemszczą się.
Niestety nie doczekały tego. Opisały to wszystko w księdze zatytułowanej
Zemsta nadejdzie. Przysięgła zemsty, przekazywana była z pokolenia na
pokolenie. Teraz przyszedł czas na mnie. Muszę to zakończyć. Muszę
pomścić nasz zakon.
Dermina zaskoczyła determinacja w głosie Lillian. Podejrzewał, że ta
historia ma drugie dno. Był wręcz przekonany, że jest coś jeszcze.
Chciał się dowiedzieć całej prawdy, ale nie naciskał. Z zadumy wyrwał go
głos dziewczyny.
-Niedawno, jakieś dwa miesiące temu, do siedziby zakonu przybył
mężczyzna. Zwykle nie udzielamy gościny mężczyzną. Gdy czujemy, że
nadchodzi czas by wreszcie założyć rodzinę, opuszczamy zakon i jeśli
urodzi się córka to wysyłamy ją do zakonu. Tym razem postanowiłyśmy
jednak wpuścić przybysza bo powiedział, że wie o naszej przysiędze
pomsty. Niestety okazało się, że byłyśmy zbyt nieostrożne… - zamilkła na
chwilę. Dermin spostrzegł spływającą łzę po jej policzku. Łamiącym się
głosem mówiła dalej. – Przybyły okazał się naszym celem Beld powrócił.
Ten tyran, ten morderca… Ten brutal, dla którego godność kobiety jest
mniej warta niż kamień w polu. Użył swych mrocznych mocy i zabił
wszystkie moje siostry. Pozostawił mnie przy życiu tylko dlatego by ktoś
pamiętał, by ktoś nadal próbował pomścić te kobiety, które zginęły z
jego ręki wiele lat temu. Wychodząc powiedział tylko: „I co teraz
zrobisz? Będziesz mnie ścigać czy poszukasz psa, który zrobi ci
dziecko?”. Potem… Petem zaśmiał się szyderczo i zniknął.
Popłynęła kolejna łza. Dermin chciał ja przytulić, pocieszyć, ale nie
miał tyle odwagi w sobie by to uczynić. Siedział tylko się przyglądał
Lillian, która z coraz większym trudem powstrzymywała łzy. Nie popędzał
jej. Chciał by z własnej woli opowiedziała mu swą historię. Po chwili
uspokoiła się i ciągnęła dalej.
-Zostałam sama. Leżałam ranna i chciałam umrzeć. Chciałam by moje życie
się skończyło, bym nie dźwigała tego ciężaru. Ale wiedziałam, że
zostałam sama. Wiedziałam, że jeśli nie ja to nikt nie pomści moich
poprzedniczek. Zebrałam się w sobie i opuściłam to co zostało z zakonu.
Mimo iż przy życiu trzymała mnie tylko i wyłącznie chęć zemsty
wiedziałam, że sama sobie nie poradzę. Sama jedna czarodziejka nie ma
szans w walce z kimś rangi Belda. Kiedyś przeczytałam w księdze o Mieczu
Przeznaczenia.
-Mieczu Przeznaczenia? – Zapytał Dermin coraz bardziej zainteresowany opowieścią Lillian.
-Tak. Miecz Przeznaczenia, to magiczna broń wykuta przed wiekami. Pochodzi z czasów przed wielką wojną. Został stworzony przez największych czarodziejów owych czasów. Ponoć nie może go zniszczyć żaden inny oręż, ani żadna magia.
-I ty chcesz go znaleźć i przy jego pomocy zabić Belda? – Przerwał jej zaintrygowany faktem istnienia takiej broni.
-Nie, nie… - Zachichotała rozbawiona pytaniem Dermina.
Ucieszyło go, że choć na chwilę poprawił się jej nastrój. To, że się uśmiechnęła, że się zaśmiała napawało go szczęściem.
-Więc co chcesz zrobić?
-Kiedyś czytałam w księdze poświęconej czasom przed wojną, o tym mieczu.
Nie może dzierżyć go byle kto. Człowiek ten musi spełniać pewne
wymagania. Nikt nigdy nigdzie nie napisał jakie to wymagania. Mówi, że
czarodzieje z dawnych czasów nie określili ich nawet.
-Więc jak człowiek ma spełniać jakieś wymagania, jeśli nie są one określone?
-Według tej księgi, wymagania są. Ale nikt ich nie zna. W innej księdze
przeczytałam, że miecz wybierze osobę, która spełnia te wymagania. Ponoć
tylko miecz wie kto może go dzierżyć.
Lillian mówiła o tym z taką pasją w głosie, że Dermin pomyślał iż
mówienie o tym sprawia jej więcej przyjemności, niż posiadanie
największych skarbów świata. Nie chciał by traciła tą pogodę ducha,
która sprawiała iż Lillian wydawała się mu jeszcze piękniejsza.
-I właśnie po to tu przybyłam. – Mówiła dalej wyrywając Dermina z
zadumy. – Przybyłam do Woodtherinu by znaleźć takiego kogoś. Przybyłam
by znaleźć miecz i osobę godną by go dzierżyć. Nie będzie to łatwe, ale
jest tu ktoś kto może mi pomóc. Przybył tutaj kilkanaście lat temu.
Przynajmniej tak mówią ludzie.
-Kim jest ten ktoś? Może znam go i mogę pomóc ci go znaleźć? Chętnie
pomogę. – Powiedział Dermin rad, że nadarzyła się okazja by pomóc
dziewczynie.
Chwilę się zastanawiała. W końcu podjęła:
-Jest to czarodziej. Wątpię byś wiedział kto to jest, bo w tym miejscu
nie używa się już magii. Ale może jednak go znasz… Zawędrował tutaj lata
temu odcinając się od magii. Nie wiem jakie pobudki nim kierowały, ale
wiem, że jako jeden z niewielu posiada wiedzę na temat Miecza
Przeznaczenia. Nazywa się…
-Ciii. – Uciszył ją nagle. – Ktoś nas podsłuchuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz